[vc_row][vc_column][vc_column_text]
Wczesna jesień, kilka tygodni temu skończył się sezon i już tęsknisz za następnym. Wieczorami spędzasz kilka godzin na oglądaniu kolejnych spotkań najlepszej ligi świata i wiesz, że już niebawem zaczniesz przygotowania do swoich rozgrywek. „Ten sezon będzie mój” – myślisz sobie. Nagle trzask. Sezon skończył się, jeszcze zanim się zaczął. Zacznijmy jednak od początku..
Chociaż futbol nie jest zajęciem, które pozwala Ci utrzymywać płynność finansową, poświęcasz mu wiele. Często więcej niż innym aspektom swojego życia, nawet tym, które dla osób postronnych mogłyby wydawać się znacznie ważniejsze. Ty jednak wiesz, że to nie tylko sport. To coś więcej. O wiele więcej. Coś, bez czego nie potrafisz żyć, a przynajmniej tak sądziłeś do tej pory. Ten felieton nie jest potokiem słów, które akurat przyszły mi do głowy, a zlepkiem historii dwóch zawodników, z którymi miałem okazję grać i/lub pracować. Niestety także i moją. Chociaż czy na pewno niestety?
Part 1 : Offseason
„Nosi mnie!” – dość często słyszane słowa, wypowiadane przez futbolistów w okresie od sierpnia do października ( w zależności od poziomu rozgrywek). Od ostatniego meczu minęło zdecydowanie za wiele czasu. Treningi jeśli w ogóle są, przypominają bardziej spotkania towarzyskie i klub gawędziarzy. Na siłowni nieco lżej, ale na Boga, jeszcze tylko chwilę! Następnego dnia, godzina 6 – dzwoni budzik. Startujemy. Ubierasz się i jedziesz na siłownię. Dieta dopięta na ostatni guzik. Ryż, kurczak, brokuły i tak kilka razy w ciągu dnia. Suplementy czekają. Początkowo jesteś jakby zastały, ale z każdym dniem czujesz się lepiej. Treningi futbolowe wracają do starej, znanej Ci formuły. Jeśli nie padniesz, to znaczy, że nie był dobry. Na to czekałeś. Oddechu nie jesteś w stanie złapać jeszcze na długo po powrocie do domu, ale masz świadomość, że będzie lepiej z każdą sekundą. „Nie od razu Rzym zbudowano”.
Part 2 : Preseason
Wyciskasz więcej, zarzucasz płynniej, skaczesz wyżej. Biegasz szybciej, rzucasz dalej, uderzasz mocniej, łapiesz wszystko. Nawet mijającą Cię w czasie biegu muchę za skrzydło. Jesteś lepszy. Lepszy niż kiedykolwiek. Jest Ci to uczucie nieco obce, czujesz się jakby inny. Doskonalszy. Początkowo nie chcesz tego przyznać, żeby w kręgu zawodników nie wyjść na pyszałkowatego. Ale Ty już wiesz. To forma na jaką czekałeś, forma życia. „ Za tydzień gramy sparing” – słyszysz. Tak jest! Każdemu pokażę jakim potworem będę w najbliższych rozgrywkach. Pierwsza akcja wychodzi Ci świetnie, kolejna również. W huddle dyktujesz zagrywkę. Ready? Go! Lewa strona zamknęła się szybko, odwracasz się w prawo, składasz do rzutu i padasz na murawę jak rażony piorunem, słysząc przeraźliwy trzask. To nie jest zwykłe stłuczenie. Nawet kiedy adrenalina wciąż trzyma, ból jest dużo mocniejszy, a opuchlizna kolana nie znika tak jak zwykle, po użyciu lodowych okładów. W czasie wizyty u lekarza pada wiele słów, których nie rozumiesz, typowy lekarski żargon, dostajesz skierowanie na rezonans. Tam tłumaczą Ci co się stało. Nowa informacja uderza Cię jak otwarta dłoń w twarz. Zerwane więzadła, w tym sezonie nie zagrasz, jeżeli nie zastosujesz się do wskazówek być może wcale już nie zagrasz.
Part 3 : Season
W tym okresie do głowy przychodzi wiele myśli, często bardzo skrajnych od siebie. W pierwszym momencie czujesz rozgoryczenie, smutek i wielki żal. Do wszystkiego i wszystkich, również do siebie. Załamujesz się myśląc, że słowa usłyszane od lekarza prowadzącego są wyrokiem, a wszystko na co pracowałeś tyle czasu przepadło. W pewnym sensie masz racje ale nie wszystko stracone. Zakładając, że trafiłeś na dobrego lekarza – nie ma rzeczy niemożliwych. Sezon w pełni, Twoja drużyna wybiega na boisko, niby wszystko wygląda tak samo. Wciąż jednak czegoś tam brakuje. Ciebie, razem z nimi na boisku. Z boku nie wygląda to już tak samo jak będąc w centrum wydarzeń. W tym samym momencie prowadzisz swoje własne rozgrywki o dużo ważniejsze trofeum. Pucharem jest powrót do zdrowia i możliwość odstawienia tych cholernych kul do kąta! Poddajesz się operacji i zaczynasz drogę na szczyt, która tym razem jest znaczenie bardziej wyboista i dużo dłuższa. Będąc w świetnej formie każde ćwiczenie wydaje się błahe i proste. W czasie ich wykonywania uświadamiasz sobie, że byłeś w wielkim błędzie. Ciało jakby nie Twoje, siły jakby brak, noga jakby sztuczna, kondycja hmm… lub raczej jej brak daje o sobie znać bardzo szybko. Tak mijają Ci kolejne miesiące, choć postępy są znaczne, ciągle czujesz, że możesz więcej, że idzie jakby za wolno. Rozgoryczenie powoli znika, z czasem zastępuje je uczucie złości i napływ siły, która Cię rozpiera. „Me against the world Baby!”, wracasz do zabawy. Nie widzisz przeszkód, żeby znowu nie wybiec na boisko, choćby samemu przeciwko jedenastu. Nie tak jednak umawiałeś się z lekarzem. Duma i ambicje wracają do kieszeni, a Ty na sideline.
Part 4 : Postseason
Playoffy w pełni, drużyny prezentują swoją najlepszą formę. Ty również. Udoskonaliłeś swoją technikę chodzenia. Poruszasz się bez kul, ba! Biegasz co raz częściej, oprócz trzech blizn na kolanie i dreszczy w nocy kiedy przyśni Ci się moment zerwania ACL, nie widać już śladu po urazie. Jednak czasem towarzyszy Ci dziwne przeczucie, że coś jest nie tak.
– Rozgoryczenie? – było
– Chęć powrotu? – była
Na pierwszy plan zaczyna wychodzić zdrowy rozsądek i uległość wobec lekarza, który nie chce zaszkodzić, jedynie pomóc. Każdego dnia czujesz wsparcie najbliższych, kumpli z drużyny i przyjazne głosy, że „ wyliżesz się z tego, wrócisz lepszy”. Z drugiej strony codziennie pytany jesteś, czy aby na pewno chcesz wracać do gry? Czy warto? Rodzina nie zawsze jest zadowolona z Twojego szybkiego „tak”. Kiedy siedzisz sam, zastanawiasz się czy faktycznie warto ryzykować i czy może nie pora, aby sobie odpuścić? Przecież nie samym futbolem człowiek żyje…
Co dalej?
Ten krótki felieton jest historią trzech osób, w której każda obrała inną drogę i musiała zmierzyć się, jak to w życiu bywa, z konsekwencjami swojego wyboru. Pierwsza przeszła poważną operację i wróciła mocniejsza. Pod każdym względem, nie tylko fizycznym. Zawodnik ten na boisku prezentował się za każdym razem lepiej. Kolejne kontuzje go nie omijały, ale nie ściągnęły go na stałe z boiska. Życie prywatne i obowiązki już tak. Druga wręcz przeciwnie. W pewnym momencie powiedziała pas i oddaliła się od futbolu. Zdrowie było ważniejsze, psychika nie wytrzymała i nie pozwoliła zapomnieć o tym co się wydarzyło. Strach przed ponowną kontuzją i kolejną wspinaczką na górę zwaną normalne życie zrobił swoje. Wiele lat nauki mógł zaprzepaścić jeden, feralny upadek. Trzecią jestem ja, związaną z tym fantastycznym sportem od końca 2007 roku osobą, która ciągle czuje niedosyt przebywania na boisku. Jednak dwukrotnie zerwane więzadła, usunięte obie łękotki czy chrząstka podobna do tej, którą posiada emeryt zapalają czerwoną lampkę w głowie, ilekroć pomyślę o założeniu kasku na głowę. Zresztą zawodnik wybitny nigdy ze mnie nie był, warto w końcu powiedzieć to na głos, chociażby przed samym sobą. Decyzja niby prosta, praca, zdrowie, rodzina są ważniejsze. Problemem jest jednak wybór przed jakim stoimy. Wybierając jedną rodzinę, opuszczamy drugą. Wcale nie mniej ważną.. Choć co raz rzadziej można używać mocno wyświechtanego określenia „drużyna – rodzina”. Na całe szczęście mojej mogłem przydać się ustawiony w czasie kolejnych spotkań przy linii bocznej, a podczas treningów z gwizdkiem zawieszonym na szyi. Tekst ten, choć pisany kilka lat temu, a obecnie jedynie nieco odświeżony, nie wzniesie zbyt wiele do futbolowego środowiska, jednak dla osób, których poważna kontuzja dotknęła rozrywając na strzępy ich sportowy świat, może być bodźcem do refleksji. Nad czym? Nad tym, czy zakładając ponownie kask będziemy tak samo czerpać przyjemność z gry, która zwabiła nas swoją różnorodnością? Czy może lepiej swoim doświadczeniem, nabytą wiedzą na przestrzeni kolejnych rozegranych sezonów wesprzeć tych, którzy przystępują do swojej pierwszej „wczesnej jesieni”?
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”autor: MG” add_icon=”true”][/vc_column][/vc_row]