Tytani z pierwszym zwycięstwem w LFA2, słaby start sezonu Rockets

[vc_row][vc_column][vc_column_text]Tytani Lublin po ubiegłotygodniowej przegranej z Green Ducks Radom, chcieli jak najszybciej poprawić swoim kibicom nastroje. Okazja ku temu przyszła w domowym starciu z Rzeszów Rockets, co lublinianie skrzętnie wykorzystali, wygrywając 30:6.

„Rakiety” wzmocnione amerykańskim rozgrywającym Austinem Carterem chcą namieszać w grupie A, co zresztą potwierdzili wychodząc na prowadzenie w pierwszej kwarcie pojedynku z Tytanami. 3-jardowa akcja podaniowa zakończyła się przyłożeniem Jakuba Chlebicy. Gospodarze zdołali odpowiedzieć dopiero po zmianie stron. 2-jardowy bieg Macieja Szymczaka doprowadził do remisu, a minimalną przewagę dał celnym podwyższeniem Maciej Marzec. W starciu przeciwko „Zielonym Kaczorom” defensywa z Lublina popełniła fatalny błąd przy kickoffie, bardzo szybko oddając piłkę w posiadanie rywala po straconym przyłożeniu, wczoraj natomiast bardzo podobna akcja zakończyła się powrotem do ofensywy Tytanów, dzięki złapaniu piłki przez Patryka Źrubka. Gospodarze nie zmarnowali tego „prezentu” i po kolejnej krótkiej akcji biegowej, w endzone przebił się Artur Czarnik, a Maciej Marzec kopnięciem zmienił wynik na 14:6. Przyjezdni dzięki solowemu rajdowi Cartera przybliżyli się do pola punktowego rywali. Będąc na 13 jardów od endzone’u amerykański rozgrywający posłał podanie, które przechwycił Bartosz Nowak, kończąc serię ofensywną „Rakiet”. Lublinianie jeszcze przed zejściem do szatni zdobyli trzecie przyłożenie biegowe, tym razem autorstwa Mateusza Majewskiego. Nie udało się podwyższyć przez drobny błąd przy snapie, dzięki czemu przyjezdni zdołali zablokować kopnięcie Marca.

Austin Carter nie był w stanie zrobić wielkiej różnicy w poczynaniach ofensywnych gości, a trzecią kwartę rozpoczął od długiego zwlekania z podaniem, czego skutkiem było poślizgnięcie się pod presją rywali i spora strata jardowa. Wyróżniającą się postacią w ekipie gospodarzy był niewątpliwie Artur Czarnik, co zresztą udowodnił on 10-jardowym biegiem na przyłożenie. Maciej Marzec posłał futbolówkę między słupki i mieliśmy 27:6. Kopacz Tytanów w tej samej części meczu chciał powiększyć swój dorobek o trzy punkty, lecz jego próba 46-jardowego field goala okazała się kompletnie nieudana. W ostatniej kwarcie ponownie błysnął młody defensive back Bartosz Nowak, który popisał się drugim przechwytem i swoją akcją powrotną przybliżył Tytanów do pola punktowego Rockets. W trzech próbach nie udało się zdobyć przyłożenia, więc sztab zadecydował o próbie kopnięcia z pola. Tym razem do piłki podszedł Alessandro D’Alice i z odległości 25 jardów umieścił futbolówkę między słupkami, ustalając tym samym wynik meczu na 30:6. W końcówce interception zapisał na swoim koncie Patryk Źrubek, dzięki czemu zespół z Lublina mógł już wykonać „victory formation” i czekać na końcowy gwizdek.

– To był zupełnie inny mecz w naszym wykonaniu, niż ten w Radomiu. Podeszliśmy do niego bardzo skoncentrowani i w znacznie bardziej bojowych nastrojach, niż do meczu z Radomiem. Tydzień temu popełnialiśmy mnóstwo błędów i aż sześciokrotnie oddaliśmy piłkę przeciwnikom. Tym razem uniknęliśmy strat, a sami zmusiliśmy przeciwników do kilku błędów. Co prawda pierwsi straciliśmy punkty, ale po przyłożeniu, w ofensywie poczuliśmy krew. Idąc za ciosem, zaczęliśmy budować przewagę, której nie oddaliśmy do samego końca. Boisko rugbistów przy ul. Krasińskiego po raz kolejny okazało się szczęśliwe – jeszcze nigdy nie przegraliśmy na tym obiekcie. Teraz będziemy pilnie przyglądać się rywalizacji Green Ducks Radom i Rzeszów Rockets, bo ich mecz może bardzo zamieszać w grupie – podsumował Andrzej Jakubiec, koordynator ataku Tytanów Lublin.

Pojedynek z Tytanami był naszym debiutem w tym sezonie, meczem który nie ułożył się po naszej myśli. Po początkowym zdobyciu punktów, wszystko układało się zgodnie z planem. Błędy popełnione w drugiej kwarcie zdecydowały o tym, jak potoczyły się losy tego pojedynku. Wiedzieliśmy, że mecz będzie bardzo trudną przeprawą, ale wzmocnienie składu oraz bardzo dobre przepracowanie okresu przygotowawczego pozwalało nam z optymizmem patrzeć na nasze szanse. Niestety, ten kto popełnia błędy, obniża swoje szanse na wygraną. To jest nasz główny cel na najbliższy czas do kolejnego meczu. Praca nad egzekucją założonego planu. Wiemy, że możemy nawiązać walkę z rywalami grupowymi i wygrać kolejne mecze – z optymizmem stara się patrzeć w przyszłość prezes Rzeszów Rockets, Michał Tittinger.[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”autor: Mariusz Kańkowski foto: Ola Rzepecka” add_icon=”true”][/vc_column][/vc_row]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *