XXVI Czech Bowl – subiektywnie

W sobotę 20 lipca na Stadionie Miejskim w Ostrawie został rozegrany XXVI finał ligi czeskiej. Pod nieobecność grających w Austrii Black Panthers, mistrzostwo zdobyła Praga Lions, która pokonała Ostravę Steelers 29:23.

Wyobraźcie sobie sytuację, w której Panthers Wrocław rezygnują z gry w Polsce na rzecz wyzwania z najwyższej półki i rywalizacji w AFL. Reszta stawki wyczuwa, że jej szanse na Mistrzostwo momentalnie wskakują na niespotykany wcześniej poziom. Dokładnie z takim scenariuszem mieliśmy do czynienia w tegorocznym sezonie ligi czeskiej. Na boiskach naszych południowych sąsiadów gra 25 klubów podzielonych na cztery poziomy rozgrywkowe. Osiem najlepszych tworzy Paddock Ligę, gdzie w sezonie regularnym każda z ekip gra aż 10 meczów. Futbol Amerykański ma w Czechach historię niemal dwukrotnie dłuższą od naszej. Sobotni finał był już 26 w historii. To oznacza, że czeska futbolowa przygoda oficjalnie rozpoczęła się w połowie lat 90tych.

Areną Paddock XXVI Czech Bowl został nowoczesny Stadion Miejski w Ostrawie. Obiekt pomieści 15 000 kibiców. Na co dzień jest domem piłkarskiego Banika Ostrawa, a także miejscem wielu imprez lekkoatletycznych. Do finału awansowali Ostrava Steelers i Praga Lions. W składzie drużyny Hutników znalazło się aż siedmiu zawodników z Polski. Reprezentowali wcześniej barwy nieistniejących już klubów z: Gliwic, Rybnika i Raciborza. Do tego wśród czeskich futbolistów można było doszukać się aż pięciu, którzy w przeszłości grali na naszych boiskach. Oficjalnie, niemal 1/3 składu Steelers była na pewnym etapie swojej przygody z futbolem zaangażowana w grę w Polsce.

W finale starło się dwóch godnych siebie rywali. Obydwie ekipy spotkały się wcześniej w czwartej kolejce sezonu zasadniczego, gdzie Lions wygrali przed własną publicznością 7:0. Steelers liczyli na to, że w Ostrawie szczęście również uśmiechnie się do gospodarzy. Mecz od początku był bardzo wyrównany. Kiedy jedna drużyna wychodziła na prowadzenie, druga za każdym razem była w stanie odpowiedzieć i doprowadzić do wyrównania. Gra była bardzo urozmaicona. Big plays wchodziły zarówno po akcjach biegowych, jak i podaniowych. Defensywy momentami raziły złym ustawieniem i nieporadnością, by chwilę później zaskoczyć efektownym sackiem, czy przechwytem. Lions szczególnie zaimponowali pod tym względem w trzeciej kwarcie. Ostrawa została dwukrotnie zatrzymana w redzone. Raz po nieudanej grze w czwartej próbie (dlaczego nie kopali?), a drugi raz po przechwycie na pierwszym jardzie. Stare sportowe przysłowie mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Mimo to optyczna przewaga dalej była po stronie Steelers.

Minuty mijały i wydawało się, że dojdzie do dogrywki. Wtedy jednak gospodarze zdołali osaczyć rozgrywającego Lions w jego własnym polu punktowym, a ten odrzucił piłkę na oślep. Decyzja mogła być tylko jedna, intentional grounding i w konsekwencji safety. I tutaj duży szacun. Sędzia główny podchodzi do linii bocznej, aby w specjalnie przygotowanym stanowisku telewizyjnym potwierdzić swoją decyzję. Ameryka. Około czterech, pięciu minut do końca, Steelers prowadzą i odbierają kickoff po safety. Niezły return, okolice środka boiska, a tam.. 3 and out. Szkoleniowiec gospodarzy bierze czas i decyduje się na grę w czwartej próbie. To jest zła decyzja. Obrona Lions zatrzymuje rywala, a chwilę później po dalekim podaniu melduje się dwa jardy przed polem punktowym. Dwie akcje biegowe, kolejna minuta ucieka, a Praga stawia kropkę nad i. Później jeszcze dwupunktowa konwersja i z wyniku 21:23 robi się 29:23. Steelers mają około stu sekund na odrobienie straty. Przechodzą z piłką niemal połowę boiska, ale zdecydowanie zbyt rzadko decydują się na dalekie bomby podaniowe prosto w pole punktowe. Defensywa Lions po raz kolejny staje na wysokości zadania i chwilę później może świętować zdobycie mistrzostwa.

Czesi znani są ze swojej skrupulatności w przygotowaniu boisk, więc plac boju prezentował się idealnie. Bardzo pozytywnym elementem był oryginalny halftime show z udziałem akrobaty spacerującego po linie łączącej części dachu stadionu. Poza przedmeczowym piknikiem każdy z kibiców mógł „poczęstować się” specjalną ośmiostronicową gazetką. Znalazło się w niej miejsce na: opis drużyn (łącznie ze składami), prezentację partnerów i sponsorów, a także zasad. Jeśli chodzi o poziom sportowy to subiektywnie uważam, że zarówno Lions, jak i Steelers grając w LFA znaleźliby się wśród drużyn walczących o playoffs. Szczerze wątpię, czy udałoby im się awansować do półfinałów, ale to nie znaczy, że są słabymi ekipami. Jednym z najlepszych meczów w LFA 2019 było starcie Watahy z Towers. Wyrównani rywale, mnóstwo zmian prowadzenia oraz dużo punktów. Takie mecze chcą oglądać kibice i pod tym względem Czech Bowl w 100% spełnił oczekiwania. Finał dostarczył wielu emocji i trzymał w napięciu do samego końca. Przyciągnął na stadion 2, max. 3 tysiące kibiców, co jest niezłym rezultatem w trzystutysięcznym mieście. Transmisja wydarzenia miała miejsce w głównej telewizji sportowej. W oczy rzucał się sponsor tytularny, a także spora ilości partnerów prezentowanych na bandach ledowych. Nie było może szalonych fajerwerków organizacyjnych, jakich nie widzielibyśmy w Polsce. Był za to pełen profesjonalizm wynikający z 25 lat doświadczenia. Czesi trzymają stały, równy poziom. Znaleźli swoją niszę i jest im w niej wygodnie. Jeśli ktoś ma większe ambicje, to niczym Black Panthers ląduje w Austrii. Pojawia się tylko pytanie, czy półfinałowa porażka 21:28 z Vienna Vikings jest warta więcej niż mistrzostwo kraju?

Leave a Reply

Translate »